Zamek Trosky

Czeski Raj jest pełen zamków. Mnie urzekł Zamek Trosky, ponieważ wygląda jak porządny zamek z porządnej bajki o średniowiecznej księżniczce.

Wejście jest płatne i tutaj znajduje się cennik.

Sam zamek został zbudowany na dwóch skałach, na których powstały wieże: Panna i Baba, oraz zboczu góry, gdzie powstał gruby mur obronny. Teraz zostały ruiny, ale Hrad Trosky nadal budzi zdumienie. Przede wszystkim zadziwia mnie technika budowy, z wykorzystaniem naturalnego ukształtowania terenu, a częściowo i przeciw niemu. Zamek jest naprawdę przepiękny.

Jičín

Ze skał poszliśmy do Jicina, szlakiem. Szlak częściowo prowadził przez pole kalarepy. Wybaczamy mu jednak, bo Jicin okazał się być bardzo malowniczym miasteczkiem, z dużym rynkiem, dobrze ogarniętą informacją turystyczną (a jakże) i dworcem autobusowym blisko centrum.


Z Jicina wróciliśmy busem również, po drodze spostrzegając piękno zamku Trosky i postanawiając się tam wybrać jutro.

Prachovské skály

Prachovské skály... bogini, jak tam pięknie! Tam właśnie poczułam, że naprawdę jestem w raju.

Z naszego Vysker musieliśmy dojechać tam busikiem, za 40 koron od osoby. Za wstęp zapłaciliśmy po 30 koron (studenci), za to widoki... Nie jest to obszar na całodzienne chodzenie, ale na miłe popołudnie- owszem. Co krok to jakiś punkt widokowy (vyhlidka). Wszędzie skały, przejścia, dużo zieleni i - niestety- całkiem sporo turystów. Więcej informacji na tej stronie.

Hruboskalsko

Hruboskalsko to niewielki, ale bardzo ładny obszar, pełen drzew i skał:) Doszliśmy do niego z Vysker na piechotkę, po drodze zahaczając o arboretum. Na miejscu, przy zamku Hruba Skala, jest kilka punktów gastronomicznych i pamiątkowych. Spróbowaliśmy czeskiego utopenca, czyli kiełbasy w occie na zimno z chlebem :] Znacznie lepszy okazał się langos- placek czosnkowy, podobny po pizzy. Utopenec kosztował 25 koron, langos- 39. Przy zamku znajduje się park linowy. Na sam zamek można wejść, pozwiedzać, jednak nas nie zachęcił swoim wyglądem zewnętrznym, poza tym wejście było płatne.

Na trasie złapał nas, jakież to oczywiste, deszcz! Cały dzień był też na tyle pochmurny, że wszystkie zdjęcia wyglądają ponuro. Na szczęście wieczorem można zjeść pyszną zupę, zaopatrzyć się w piwo i czpisy czosnkowe i oddać planowaniu kolejnej, przypuszczalnie bardziej słonecznej, trasy.

Vyskeř, Vyskeř...

Vyskeř przywitał nas- a jakże, deszczem! Wyglądał tak smutno i ponuro, a my byliśmy tak zmęczeni, że postanowiliśmy przespać cały wieczór i poczekać na kolejny dzień.

Zatrzymaliśmy się w Turisticka ubytovna Vyskeř . Strona internetowa wygląda jak zemsta webmastera, za to gospodarze są bardzo mili i pomocni- wyjechali po nas na przystanek, sprawdzili połączenia...

Na miejscu okazało się, że jesteśmy jedynymi gośćmi, zostaliśmy zakwaterowani w 5 osobowym pokoju, z łazienką (na korytarzu) wyglądającą jak po wybuchu małego pożaru... no cóż, czesi mają wyjeba*e :)

Szybkie podsumowanie noclegu- płaciliśmy 150koron za osobę/noc i to naprawdę niewiele. Warunki jak w schronisku, łazienka na korytarzu, kuchnia z pełnym wyposażeniem- też na korytarzu, w pokoju czysto i postkomunistyczno w wystroju.

Sam Vyskeř na początku nas nie zachwycił. Stopniowo odkryliśmy jego uroki, jak np. to, że zaraz obok jest restauracja w tym pensionacie , gdzie można zjeść prze-pysz-ną zupę czosnkowo-serową! Gdzie jest wi-fi i dobre, zimne piwo.

Zdjęcie poniżej- z zabytkowego cmentarza.

W małej miejscowości znajdują się dwa sklepy- mniejszy i większy. Mniejszy jest otwarty trzy dni w tygodniu przez kilka godzin i trzeba dzwonić po panią z obsługi:) Za to ma urocze kwiaty w oknie. Większy zaś prowadzi... polka:) Przemiła kobieta, dostaliśmy od niej w prezencie firmowe reklamówki "Potraviny Vysker". Firmowe reklamówki w kontekście sklepiku, w którym mieszczą się ledwie 3 osoby były dość zabawne.

Vyskeř to dobra baza wypadowa na różne szlaki. Zdjęcie z jednego, zaraz po wyjściu z naszej wioski.

Turnov, Vyskeř

Wylądowaliśmy w Turnovie, małym miasteczku, zwanym sercem Czeskiego Raju. Mieliśmy trochę czasu do odjazdu busika. Oddaliśmy bagaż do przechowalni na dworcu (30 koron za sztukę) i chcieliśmy zjeść tradycyjny, czeski obiad. Wygrał kebab, odnaleziony pośród chińskich knajpek i sportpubów. Mimo deszczu odbyło się obowiązkowe zwiedzanie- przede wszystkim punktu informacji turystycznej, wszak im więcej ulotek, map, mapeczek- tym lepiej.
Na zdjęciu poniżej kadr z centrum Turnova.

Z Turnova busikiem uderzyliśmy do Vyskeř- miejscowości, w której mieliśmy nocleg. Ponieważ, jak się dowiedzieliśmy, dworzec autobusowy jest w remoncie, autobusy odjeżdżały z małej, bocznej uliczki, której nikt nie podejrzewałby o pełnienie funkcji zastępczego przystanku. Udało się nam zlokalizować miejsce, wyrobiliśmy się w czasie i za jedyne 16 koron od osoby znaleźliśmy się w Vyskeř.

Miejscowość to niewielka, o dwóch sklepach i wielu poplątanych uliczkach. Tam to ukuliśmy powiedzenie wyjazdu: czesi mają wyjeba*e... (z całym szacunkiem). Dlaczego? O tym, i o naszym noclegu rodem z filmu Hostel 9 - następnym razem.