Wylądowaliśmy w Turnovie, małym miasteczku, zwanym sercem Czeskiego Raju. Mieliśmy trochę czasu do odjazdu busika. Oddaliśmy bagaż do przechowalni na dworcu (30 koron za sztukę) i chcieliśmy zjeść tradycyjny, czeski obiad. Wygrał kebab, odnaleziony pośród chińskich knajpek i sportpubów. Mimo deszczu odbyło się obowiązkowe zwiedzanie- przede wszystkim punktu informacji turystycznej, wszak im więcej ulotek, map, mapeczek- tym lepiej.
Na zdjęciu poniżej kadr z centrum Turnova.
Z Turnova busikiem uderzyliśmy do Vyskeř- miejscowości, w której mieliśmy nocleg. Ponieważ, jak się dowiedzieliśmy, dworzec autobusowy jest w remoncie, autobusy odjeżdżały z małej, bocznej uliczki, której nikt nie podejrzewałby o pełnienie funkcji zastępczego przystanku. Udało się nam zlokalizować miejsce, wyrobiliśmy się w czasie i za jedyne 16 koron od osoby znaleźliśmy się w Vyskeř.
Miejscowość to niewielka, o dwóch sklepach i wielu poplątanych uliczkach. Tam to ukuliśmy powiedzenie wyjazdu: czesi mają wyjeba*e... (z całym szacunkiem). Dlaczego? O tym, i o naszym noclegu rodem z filmu Hostel 9 - następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz